Paleowolf - podróż do lat dawnych przy dźwiękach ambientu

Tekst pierwotnie ukazał się na łamach czwartego numeru magazynu Biały Kruk. Serdecznie zachęcam do pobierania i lektury wszystkich wydań. Znajdziecie je tu.



Paleowolf - podróż do lat dawnych przy dźwiękach ambientu


Jeśli by się zastanowić, zdecydowanie łatwiej jest wymienić zespoły i projekty muzyczne, które inspirację czerpią z przedchrześcijańskich czasów, gdy bogami było słońce, rzeki, czy zjawiska naturalne niż z owianej tajemnicą prehistorii. O wiele trudniej robi się w momencie, kiedy chciałoby się na warsztat wziąć muzykę czerpiącą z epok, gdy przedstawiciele rasy homo sapiens jeszcze nie istnieli lub dopiero co stawiali pierwsze kroki ku dominacji na globie.
Ot, weźmy na warsztat choćby mitologię słowiańską. Przykład pierwszy z brzegu, bliski jak koszula ciału. Uwielbiam cykl Słowo i miecz Witolda Jabłońskiego traktujący o ciężkim wprowadzaniu chrześcijaństwa na polskie tereny i szeregu zdarzeń zwanym reakcją pogańską. Wielu twierdzi, że opowieści o bogach to jedynie wymysł dziewiętnastowiecznych historyków, bajka dośpiewana do strzępków niepisanych źródeł (tak, spotkałam się z takimi stwierdzeniami w sieci). A jednak tradycja żyje, o czym tym razem nie będę się rozwodzić. Tu nie o tradycję chodzi, a o nawiązującą do niej muzykę, która towarzyszy mi przy lekturze wspomnianych książek. Tradycję, której echa można dostrzec w twórczości takich zespołów jak: Percival (projekt rekonstrukcyjny koncentrujący się na odtwarzaniu pieśni dawnych ludów), Percival Schuttenbach (heavymetalowa odsłona Percivala), Netherfell, białoruski Rodogost, rosyjska Arkona, czy Kalevala. Przykłady można mnożyć jeszcze długo.
Gdyby jednak szukać przykładów zespołów i projektów nawiązujących do lat o wiele wcześniejszych, można by rzucić przykładem fińskiego Hevisaurus, grupy grającej heavy metal w kostiumach dinozaurów, której bliżej jednak do stylistyki niejakiego Barneya bawiącego dzieci (ale ok, czego innego oczekiwać po muzykach, którzy celują w konkretny target?). Możecie mnie zlinczować za to stwierdzenie, śmiało. Po prostu szukam czegoś więcej niż wymyślnych kostiumów i muzyki, która bez tych przebieranek raczej by się w tłumie podobnie brzmiących artystów za mocno nie wyróżniła (a niestety za oryginalnie nie brzmi, gdy wyłączy się teledysk). Szukam iskry. I jeśli idzie o rytmy inspirowane prehistorią, tej iskrze na imię Paleowolf.
Wyobraźcie sobie, że znajdujecie się na skąpanej we mgle polanie lub wśród drzew. Jesteście uzbrojeni w dzidę lub łuk, ale ich w tym momencie nie potrzebujecie. Czujecie spokój, chłoniecie całym swym jestestwem otaczającą Was naturę. Przebywacie tu przez większość czasu, więc nie dziwne, że czujecie się jak u siebie. Wokół cisza, tylko raz na czas coś gdzieś uderzy, gdzieś przemknie nienazwane stworzenie. I nagle w tej ciszy rozbrzmiewa pozbawiony słów szamański śpiew. Otwieracie oczy i wracacie do kartkowania Parku Jurajskiego, czy mniej popularnego Allana i Bogów Lodów. Opowieść o początkach Henrye’go Rider Haggarda (kojarzycie to nazwisko z Kopalniami Króla Salomona? Słusznie), a w tle pobrzmiewają dźwięki bębnów i gardłowe śpiewy. Witajcie w świecie Paleowolf - projektu zrodzonego jako owoc przywoływania prastarych duchów przeszłości i archaicznych cieniów dni minionych - nie tylko tych, gdy ludzkość dzieliła się na myśliwych i zbieraczy, lecz także gdy po Ziemi kroczyły olbrzymie bestie. Wszystko to ma według twórcy tkwić w naszej pamięci genetycznej i budzić się na nowo w trakcie medytacji przy słuchaniu dźwięków.
Za projektem Paleowolf, plemiennym ambientem z Serbii stoi artysta ukrywający się pod inicjałami A. W. (znany także jako Scorpio V z zespołu Metatron Omega), mieszkający w Belgradzie. Twórca ten sam komponuje muzykę, aranżuje wokale oraz projektuje okładki większości albumów. Tworzone przez niego utwory to kombinacja szamańskich bębnów i dźwięków dawnych instrumentów, plemiennych zaśpiewów, niekiedy chórów oraz pozbawionego tradycyjnej harmonii i powtarzalności brzęczenia i burczenia charakterystycznego dla ambientu (muzyki, która według francuskiego kompozytora Erika Satie miała towarzyszyć człowiekowi w życiu codziennym, stawać się niejako tłem tego życia, ale nie odciągać uwagi od innych zajęć). Muzyk zaznacza, że wpływ na jego twórczość ma starożytna, szamańska muzyka z całego świata, szczególnie nordycka oraz gardłowe śpiewy ludów pierwotnych z obszarów Syberii i Mongolii.
Dotychczas pod szyldem Paleowolf ukazało się pięć pełnych albumów - Primordial (nawiązujący do okresów mezolitu i neolitu), Genesis (tutaj tak samo mezolit i neolit), Prehistoric meditations (paleolit, mezolit i wczesny neolit), Megafauna rituals (środkowy i późny pleistocen) oraz Primal Earth (dewon, karbon, perm, jura, kreda). Sam artysta przyznaje się do tego, że świadomie wymieszał dwa podejścia do historii - geochronologiczne (kształtowanie się Ziemi i stąpających po niej organizmów) i prehistoryczne (związane z człowiekiem).
Artysta sam umieszcza swoje albumy na YouTube, ale jeśli spodoba Wam się jego twórczość, zachęcam do zakupu nagrań.
Podejrzewam, że przywołany tu przeze mnie Paleowolf wiosny nie czyni i istnieją kapele oraz projekty czerpiące garściami z okresu prehistorii, o których nie wiem, a zapewne znać je warto i z pewnością uprzyjemniłyby mi lekturę traktującą o bardzo odległej przeszłości. Jeśli kojarzycie tego typu muzyków, koniecznie się tą wiedzą podzielcie - czy to na stronie Białego Kruka na facebooku, czy też zagadajcie bezpośrednio do mnie. Będę wdzięczna.


Komentarze