Jakie są bolączki współczesnej medycyny?
Wydaje mi się, że wielu wskaże długie, wręcz wielomiesięczne
kolejki do specjalistów oraz wzrastającą odporność na leki. Niemniej jednak
medycyna stoi na całkiem niezłym poziomie. Wiele chorób daje się wyleczyć, a
pacjenci w większości przypadków otrzymują adekwatną do schorzeń pomoc. Fajnie
żyć w takich czasach.
Jednak ta (zdawałoby się) idylla rodziła się przez lata w „bulu
i nadzieji”, jak to kiedyś pewna głowa państwa zawarła w liście kondolencyjnym.
O tych właśnie narodzinach współczesnej, można powiedzieć, w ogromnym stopniu
bezpiecznej, medycyny pisze Nathan Belofsky w książce „Jak dawniej leczono.
Czyli plomby z mchu i inne historie”.
Od razu ostrzegę, że wspomniany tytuł nie jest książką o
zielarstwie, mimo że w tytule zawarta jest nazwa rośliny o leczniczych
właściwościach. „Jak dawniej leczono” to raczej krótki przekrój przez burzliwe
dzieje medycyny konwencjonalnej w poprzednich epokach. Tak burzliwe, że można
by je zaklasyfikować jako opowieści z mchu i paproci, bo nieraz czytelnik będzie
się zastanawiał, czy nie wydrukowano tu fragmentu powieści fantasy. I niech na
trop naprowadzi Was przytaczane przez autora książki słowa historyka Davida
Woottona: „Od 2400 lat chorzy uważają, że lekarze postępują właściwie; przez
2300 lat było to błędne mniemanie”. Dostaniemy tu bowiem historie o teoriach
żywiołów (z czego żywiołem jest też menstruacja!), roli koniunkcji planet w leczeniu
czy doprowadzaniu do masy zakażeń z hasłami o ratowaniu pacjenta na ustach.
Dziś nazwalibyśmy to szamanizmami i pseudonaukowym bełkotem, a kiedyś było to
właśnie „mędrca szkiełko i oko”. Oczywiście wspominam o wierzchołku góry
lodowej, bo medycy czasów słusznie minionych wykazywali się nie lada
kreatywnością, której przejawy doprowadzały mnie do salw śmiechu, mimo że nie
jestem osobą z wykształceniem kierunkowym, ale żywo interesuję się tematem. Bo
z perspektywy czasów medycznie bezpiecznych mogę się z tego zdrowo pośmiać.
„Jak dawniej leczono” zapewnia kilka godzin fajnej,
intelektualnej rozrywki przy odkrywaniu mrocznych kart historii. Nathan
Belofsky doprawdy wybornie opowiada o czasach, gdzie najzdrowiej było nie
chorować i się nie leczyć – bo takie fanaberie kończyłyby się szybko i źle.
Krótkie sekcje wprowadzają w omawiane zagadnienie i serwują sporo wiedzy, lecz…
Książka jednak pozostawiła mi spory niedosyt. Jakiś czas
temu przeczytałam tomiszcze Ałbeny Grabowskiej o historii chirurgii. Czy
zaspokoiło moją ciekawość w tej materii? Częściowo. Pan Belofsky natomiast
zaserwował mi całą masę pigułek i teraz czuję się wręcz sprowokowana, by
zgłębiać i poszukiwać, jak przez wieki rodziła się świadomość o tym, jak
funkcjonuje ludzkie ciało i jak można je zachować we względnie dobrym zdrowiu. Chcę
czytać i słuchać o ignorancji, pysze i – nie bójmy się tego słowa – głupocie,
które pochłonęły wiele ludzkich istnień. Dlatego też, jeśli znacie jakieś
ciekawe opracowania, dajcie znać.
A ode mnie leci polecajka, bo „Jak dawniej leczono” jest dobrą
pozycją jako punkt wyjścia lub uzupełnienie wiedzy.
Za książkę dziękuję Wydawnictwu RM.
Komentarze
Prześlij komentarz