Wiedźma z Bronaczowa - czyli jak to z zabobonem bywa

 

Zdarzyło się kiedyś, że u bram Radziszowskiej plebanii zjawiła się wycieńczona kobieta wraz z dziećmi. Zwała się ona Janka Spytkowa i wędrowała z malutkimi córeczkami i noworodkiem, którego do piersi tuliła. Wiedźma i jej pomioty piekielne? Tak z pewnością myśleli o niej przerażeni wieśniacy, doskonale pamiętający jej ojca. Jednak nie ksiądz Wawrzyniec, który w przybyszach ujrzał Maryję z dzieciątkiem w otoczeniu aniołków. Narażając się na złe języki oraz knowania gosposi, pleban przygarnął tułaczy w swe progi. Wydawałoby się, że nastanie względny spokój. Nic bardziej mylnego. Sen z powiek księdza będzie spędzać nie tylko jego „trzódka”, ale także rezolutne córki Janki i zwierzaki, do których te będą się garnęły.

Rzepka, niemłoda już katowska córa (oraz siostra kaciego czeladnika, wszak fach to rodzinny), wspomina Magdę – wiejską dziewkę, której nieobyczajne prowadzenie się sprowadziło na nią i jej rodzinę hańbę. Nie tak dawno temu, gdy sprawa wyszła na jaw, wystawiono dziewczę przy pręgierzu na widok publiczny, a teraz zbliża się termin porodu panny. Mówi się, że dziewczyna została „poślubiona katu”, jak wiele innych zhańbionych przed nią i po niej. Mimo to jednak nie została uznana jako członkini katowskiej rodziny, nie przeprowadziła się do ich chaty. Jednak gdy kobieta ginie w wypadku, katowska córka oraz (niespodzianka) król Kazimierz III Wielki postanawiają objąć opieką jej pośmiertnie urodzone dziecię. Kim jednak jest ojciec nieszczęsnego chłopczyka?

Rzecz dzieje się w 1356 roku w położonej w powiecie krakowskim wiosce Radziszów oraz niedalekich lasach, w tym Lesie Bronaczowa. Niegdyś również tu znajdowała się wioska, jednak wskutek tajemniczych wydarzeń przestała ona istnieć. Gdy w opuszczonej wiosce, w chacie rodziców kryje się Janka, czytelnik otrzymuje informację, że mieszkańcy tej wsi pomarli. W źródłach w pewnym momencie wieś przestaje być wspominana – jej tereny zostały przyłączone częściowo do klasztoru. Jaka jest tego przyczyna? Czy w te wydarzenia mógł być zamieszany wilkołak, a może stało się coś zupełnie innego?

Wydawałoby się, że „Wiedźmę z Bronaczowa” można zaklasyfikować jako książkę fantastyczną lub z nurtu grozy. Pojawiają się bowiem elementy magiczne, prowokujące wręcz do przypisania powieści do któregoś z tych gatunków. Opowieść się jednak tym sztywnym ramom wymyka. Wspomniane elementy możliwe są do opisania metodą „na chłopski rozum”, trzeba jednak na bok odsunąć „czucie i wiarę”.Odkrywanie tajemnic i przyczyn tych „nadprzyrodzonych” zjawisk daje ogromną frajdę i nie pozwala oderwać się od kart powieści.

W książce Agaty Kasiak, poza świetną historią, odnalazłam ciekawe studium kilku zagadnień. Przyglądałam się prostocie, niemalże czasem podchodzącej pod zaściankowość w obyciu mieszkańców Radziszowa i okolic. Ich naiwność, łatwowierność i łatwość w wydawaniu osądów, w szczególności w kwestii posądzania kogoś o czary i kontakty z siłami nieczystymi, czy romans z księdzem. Owczy pęd do wyeliminowania jednostki, która została wzięta na języki i przez to skazana na ostracyzm.

Mieszkańcy doszukują się również świętości tam, gdzie tak naprawdę jej nie ma. Przyobiecana komu innemu Magda zachodzi w ciążę z tym, który podaje się za Jezusa, który zstąpił między „ludek ukochany”. Niestety nie kończy się to dla zainteresowanej dobrze. Również wiejskie dzieciaki dają się omamić fałszywemu majestatowi samozwańczego zbawcy. Jakaż naiwna ta religijność.

Mamy też zabobonny lęk przed wilkołakiem. Tym tajemniczym, groźnym i wyjącym. Atakującym ludzi, terroryzującym wioski, a miano jego Spytko. Zatem jego żona, sama zresztą rzekomo z wilkami spółkująca, musi być tą wielką wiedźmą nad wiedźmy, co wilkołakami włada. I do tego giną dzieciaki. Też przez wiedźmę i jej wilcze sługi?

Pojawia się również wątek przemocy w rodzinie. Nie tylko wiecznie żywe antagonizmy teściowa-synowa (cieszę się, że temat znam wyłącznie z kawałów i opowieści), lecz także i przemocowy ojciec, snujący swe chore sny o potędze potomstwa. Szczegółów jednak nie zdradzę, musicie sami doczytać.

Mimo to jednak książka jest pełna ciepła, dobra, serdeczności i niezachwianej wiary w drugiego człowieka. Uosabia się to głównie w postaci księdza Wawrzyńca, który przygarnął rodzinę w potrzebie i nigdy nie zwątpił w niewinność Janki. Okazał się również sporą pobłażliwością i cierpliwością wobec jej psotnych córek. Ciekawie jest też pokazany obraz samej Janki. Wydawałoby się, że głównej tajemniczej „wielkiej złej”, ale czy na pewno? Jest to kobieta skrzywdzona, łaknąca ciepła, a także obdarzająca miłością istoty, które ma pod swoją opieką. Czy ktoś taki mógłby rzucać uroki i komukolwiek źle życzyć? A może jednak?

Odniosłam wrażenie, że pomimo świetnie rozpisanej intrygi, w książce zbyt wiele jest scenek rodzajowych, opisów psot dziecięcych i religijnych pouczeń. Owszem, jestem świadoma ich celowości, jednak poczułam się nimi nieco przesycona.

Pozostaje jeszcze kwestia korekty – na kartach książki nie odnajdziecie rażących błędów, jednak można wyłapać literówki, których nie podkreślił edytor tekstowy. Może nie zakłóca to przyjemności z lektury, jednak daje się wyłapać.

Nawet się nie spodziewałam, że ta książka da mi tyle radości. Otrzymałam bowiem kilka godzin inteligentnej rozrywki. Dodała otuchy w trudnym czasie, pomogła pokonać pogodową chandrę i dostarczyła frajdy przy odkrywaniu tajemnicy wiedźmy i rzekomego wilkołaka. Dlatego też jeśli zaciekawiłam Was choć trochę, sięgajcie po tę książkę.

Agata Kasiak

„Wiedźma z Bronaczowa”

567 stron

Wydane nakładem autorki.

Radziszów, 2021


Komentarze