O zabawie konwencją, kreatywności i Wilczej Dolinie - wywiad z Martą Krajewską


 Cześć,

dziś przychodzę do Was z wywiadem, który jakiś czas temu miałam przyjemność przeprowadzić z Martą Krajewską. 

Niestety czynniki zewnętrzne sprawiły, że tekst możecie przeczytać dopiero teraz. Niemniej jednak zapraszam Was do lektury i poznania Marty bliżej oraz do dowiedzenia się nieco o jej twórczości.

Nie przedłużam :) 



MG: Cześć, na wstępie pozwolę sobie złożyć gratulacje z okazji zdobycia Złotego Płomienia Kultury za najlepszą książkę rozrywkową dla „Wezwijcie moje dzieci”. Być może emocje po powrocie z konwentu SLAVNI trochę opadły, ale jakie są Twoje wrażenia z tej imprezy?

MK: Och, to była świetna impreza! Klimat skansenu, zapach ognisk, muzyka, ludzie… było wszystko, co lubię. Udała się nawet pogoda, a ona jest zawsze największą niewiadomą. Bardzo dobrze zorganizowana impreza, ze świetnym klimatem. Mam nadzieję że to początek nowej tradycji, że będziemy się spotykać w Chorzowie co roku, na kolejnych edycjach SLAVNI. Co do samej nagrody, to tak naprawdę pierwsza, którą otrzymuje za konkretną powieść i nie ukrywam, że otrzymanie jej było moim małym marzeniem. To bardzo satysfakcjonujące i motywujące do dalszej pracy.

 


MG: Wilcza Dolina jako świat, w którym Ty i Agata snujecie opowieści, powstała już jakiś czas temu. Czy pamiętasz, jak narodziła się i ewoluowała koncepcja wioski w górach? Skąd wzięła się ta oryginalna mieszanka słowiańskich wierzeń i kultu bogini Elleniale?

MK: Wilcza Dolina powstała jako quasi średniowieczna rzeczywistość, w której jako nastolatki świetnie się bawiłyśmy. Była pomieszaniem wielu światów i krain, o których w tamtych czasach czytałyśmy. Bez skrępowania czerpałyśmy garściami ze wszystkiego, co nam się podobało, bo to było dla nas. Słowiańskość wprowadziłam dopiero pisząc własną wersję opowieści, dlatego świat Agaty jest bardziej pełnym średniowieczem, a mój reprezentuje to co wczesne, przedchrześcijańskie. Obydwa światy mają wspólne elementy, ale należy zawsze pamiętać, że nasze książki nie stanowią całości, są raczej równoległymi wszechświatami. Dlatego na przykład sama Elleniale występuje w naszych książkach w nieco innej formie, chodź w obu ma to samo imię. Wioska również nie jest taka sama, jest inaczej położona i inna jest jej przeszłość. Ja zdecydowałam, że moja historia rozgrywać się będzie jedynie w dolinie, podczas gdy Agata postanowiła pokazać szerszy świat. Bardzo się cieszę, że każda z nas otrzymała swobodę w kreowaniu własnej wersji uniwersum. Jednocześnie chciałabym, żeby czytelnicy byli świadomi odrębności tych światów, ponieważ próbując na siłę posklejać je w jedność będą mieli poczucie niespójności. To dwa odrębne uniwersa. Nie przepadam też, gdy nas porównują, choć wiem, że to nieuniknione.

 


MG: Widziałam na Twojej stronie na facebooku, że dzięki tatuażowi z kwietnymi symbolami bohaterów powieści z uniwersum Wilczej Doliny, masz ich zawsze przy sobie. Może któreś z nich jest Ci najbliższe? Jeśli tak, kto jest tym szczęśliwcem i dlaczego wybór pada na tę osobę?

MK: W tatuażu najwięcej jest Chaberki i Jaruny (pod postacią paprotki). Tak naprawdę nie umiem wskazać konkretnej postaci która jest mi najbliższa, zazwyczaj najmocniej przywiązuje się do osoby, o której akurat piszę, ale rzeczywiście Chaberka zaskakująco mocno wbiła mi się w serce. Tym bardziej, że to postać która ciągle mnie zaskakuje, ale też mam wrażenie, że dorasta razem ze mną. Mam poczucie, że jej historia nie została opowiedziana w całości i to wrażenie niedokończenia też nie pozwala mi zamknąć więzi z postacią, tak jak to się stało na przykład z Vendą i DaWernem, o których powiedziałam już wszystko, co chciałam powiedzieć. Teraz z przyjemnością mogę wracać do nich w opowiadaniach, ale na co dzień już o nich tyle nie myślę.

 



MG: Wilcza Dolina w wersji audio się rozrasta. Mimo że większość czytelników deklaruje miłość dozgonną do papierowych wersji, coraz więcej odbiorców przekonuje się jednak do słuchania książek. Nieco ponad miesiąc temu w serwisach streamingowych pojawił się „Pierwszy opiekun” czytany przez Wojciecha Żołądkowicza. Jak oceniasz odbiór tego tekstu przez fanów?

MK: Bardzo pozytywnie! Chyba nie widziałam żadnej negatywnej opinii, poza tą, że chciałoby się więcej, A to przecież komplement, nie zarzut. Głos Wojciecha Żołądkowicza idealnie pasuje do Doliny, sama realizacja audiobooka również zasługuje na brawa, oprawa jest bardzo nastrojowa, okładka urzeka i z tego, co widzę, czytelnicy mają podobne zdanie. Cieszę się, bo ten tekst jest dobrym wstępem do mojego świata Wilczej Doliny. Współpraca z Nine Realms układa nam się na tyle dobrze, że niedługo pewnie wyda kolejne owoce.

 

MG: Wracając do tematyki mitologicznej – subskrybenci serwisu Storytel mają okazję posłuchać opowieści o tym, jak troje bohaterów rozwiązuje zagadki związane ze słowiańskimi demonami, które „umilają” funkcjonowanie mieszkańców małego miasteczka. Po nieco nostalgicznej książce „Emil, kanarek i rudy pies” na scenę ponownie wychodzą młodzi bohaterowie i ścierają się ze stworami w tytułowym Czartojarsku. Czy napotykasz jakieś trudności przy pisaniu z perspektywy dziecka/ nastolatka?

MK: Największą trudnością jest wyważenie złożoności treści. Z jednej strony chcę nieść przekaz, z drugiej dostarczać rozrywkę i niezapomniane przeżycia. Nie chcę młodych ludzi traumatyzować ani horrorem, ani przeżyciami bohaterów, ale też nie chcę trywializować tego, co przechodzą na wczesnym etapie życia. Staram się podchodzić do młodości z szacunkiem, bez protekcjonizmu, ale czasem wyłazi ze mnie dorosłość. Na szczęście mam dzieci, a one codziennie przypominają mi, jak bardzo złożone jest ich życie wewnętrzne. Są moim kompasem. Drugim jest moje dziecko wewnętrzne, mówiąc górnolotnie. Mam tę niewątpliwie przydatną umiejętność pamiętania jak to było być dzieckiem, nastolatkiem. To był trudny czas, człowiek usiłował się dogadać ze sobą samym i światem, często czuł się zagubiony, a jeszcze wszyscy wokół powtarzali, że teraz to jeszcze nic, że będzie trudniej, a w tej chwili to masz najlepszy czas w życiu… Pamiętam o tym i podchodzę do młodych czytelników i ich spraw z szacunkiem.

 

MG: Ostatnio na nowo wybrzmiewają głosy ludzi uprawiających tzw. profesjonalną krytykę literacką, które deprecjonują fantastykę. Teraz – o dziwo – niektórzy odkrywają, że z utworów fantastycznych można się czegoś dowiedzieć. A dla Ciebie, nie tylko jako autorki tworzącej w tym nurcie, czym ta fantastyka jest?


MK: Dla mnie, jako autorki, fantastyka  jest ujściem kreatywności. Tutaj mogę tworzyć własne zasady, nowe rodzaje istot, wprowadzać na scenę bogów. Inspiruje się historycznie prawdziwą dawną słowiańszczyzną, ale ponieważ nie piszę książki historycznej, nie muszę się ograniczać do jednego konkretnego miejsca w czasie i przestrzeni typu “Kraków w X wieku”. Widzisz, czasem wzdycham, gdy niektórzy czytają tę książkę jak powieść historyczną, ale przez większość czasu, pisząc, sama ją tak traktuję. Ja się bardzo fiksuje na researchu, więc czasem muszę przypominać sobie samej, że coś takiego jak Góry Północy po upadku wilkarów po prostu nie istniało, więc może nie warto tracić kilku dni na ustalenie, czy w tamtych czasach mieszkańcy Wilczej Doliny znali cebulę, bo nie było żadnych “tamtych czasów”. W fantastyce fajne jest to, że mogę dodawać elementy baśniowe, nawiązania do bajek czy “Miasteczka Twin Peaks”, mogę się bardziej pobawić, co sprawia przyjemność i mnie i, mam nadzieję, także czytelnikom. Ja rządzę. Kiedy czytam to też ten aspekt mnie bardzo cieszy. To, że istnieją schematy i pewna przewidywalność, ale zawsze na scenę może wejść coś, co zmienia zasady gry, coś, co wykreowała wyobraźnia autora. Myślę że, jako czytelniczka, szukam w fantastyce różnych rzeczy, w zależności od momentu życiowego i humoru. Oczywiście, że można się z niej wiele nauczyć i przychodzą mi do głowy inne gatunki, z których uczymy się znacznie mniej, ale zakładam, że nauka to nie jest jedyna funkcja literatury, a każdy gatunek i każda książka mogą być odpowiedzią na potrzebę, którą w tej konkretnej chwili mamy. Jeśli nawet dana historia jest głupia, a działa, to nie jest głupia, parafrazując klasyka.

 

MG: Jakie są Twoje dalsze pisarskie plany? Czy możesz uchylić rąbka tajemnicy?


MK: Mam za sobą długi i trudny okres w życiu, dopiero od kilku tygodni widzę, że zaczynam wracać do siebie, że wraca moja kreatywność, a głowa powoli jest gotowa na tworzenie. Mam do skończenia drugi sezon “Gumiakiem i szpilką” dla Storytel, oraz jeden bardzo poważny projekt, który ogromnie mnie cieszy, a o którym nie mogę jeszcze mówić. W następnej kolejności chciałabym zakończyć cykl o Bratmile. W głowie obracam też pomysły na trzy książki ze świata Wilczej Doliny, i mam wielką nadzieję zająć się pierwszą z nich gdzieś pod koniec roku. Zobaczymy jak mi to czasowo wyjdzie, ale kolejność jest mniej więcej taka. W międzyczasie czytelnicy będą mogli wrócić do Doliny poprzez opowiadanie w antologii “Kwiat paproci”, która ukaże się już 21 czerwca nakładem wydawnictwa Mięta. Wraz z Nine Realms pracujemy również nad wersją audio innego opowiadania z uniwersum. Mam więc nadzieję, że do czasu kolejnej książki zupełnie o mnie nie zapomnicie.

 

 

Bardzo dziękuję za rozmowę 😊

Ja również. Takie pytania to przyjemność 🙂

Komentarze