Sadako i koniec świata - czyli o siedmiodniowej klątwie po apokalipsie

Wydaje mi się, że każdy szanujący się fan grozy kojarzy opowieść o tajemniczej, odzianej w biel czarnowłosej dziewczynie, której śmiertelna klątwa dopełnia się siedem dni po obejrzeniu dziwnego nagrania z kasety VHS. Imię dziewczęcia brzmi Sadako, choć niektórzy znają ją pod mianem Samara (z racji, że nie jestem fanką amerykańskich przeróbek, nie będę o modelu samochodu Łada pisać – piąteczka tym, co złapią żart).

Sadako pojawiła się po raz pierwszy w powieści „Ring” autorstwa Kojiego Suzukiego (książka ukazała się na polskim rynku dzięki wydawnictwu Znak około 18 lat temu), potem jej historia była kontynuowana w tomach „Rasen” (wydanie anglojęzyczne: „Spiral”) oraz „Rupu” („Loop”) i nabrała ciekawego, naukowego charakteru. Nie chcę psuć zabawy, ale fani biologii, szczególnie tematów DNA, powinni czuć się usatysfakcjonowani.
Dziewczynka ze studni pojawiła się także na szklanych ekranach – w produkcjach japońskich, amerykańskich, a nawet koreańskiej. Fani mogli napotkać Sadako lub postacie nią inspirowane w grach, anime („Perfect girl evolution”, „Kimi ni todoke”), czy w mangach. Nie ukrywam, że marzę o wydaniu mang będących adaptacją prozy Suzukiego w klasycznym ujęciu. Nim to jednak nastąpi, przyszło mi zapoznać się z komediowym horrorem osadzonym w uniwersum. Skusiłam się na „Sadako i koniec świata” narysowaną przez Komę Natsumi – manga ukazała się na naszym rynku jako kolejna pozycja spod szyldu Jednotomówek Waneko. Porwana tytułem się jednak nie czuję.

Z nieznanych czytelnikowi przyczyn nastąpił koniec świata. Wydawałoby się, że nic spektakularnego jak wojna (przynajmniej bohaterowie wydają się obciążeni jakąkolwiek traumą) – po prostu mieszkańcy zniknęli.
Dwie samotne dziewczynki – nastolatka (Ai) i kilkuletnie dziecko (Hi) – na naprawionym przez siebie wideo oglądają wiadomą kasetę, dzięki czemu z telewizora wychodzi Sadako. Dzieci witają nowoprzybyłą z naiwną radością. Zakładają, że tak długo, jak długo mogą odtwarzać kasetę, nie będą same i raźniej im będzie szukać innych przedstawicieli ludzkiej rasy, bo przecież jacyś jeszcze musieli pozostać. Ai i Hi nie zdają sobie jednak sprawy z tego, że Sadako, skoro została przywołana, chciałaby rozszerzyć działanie klątwy na wszystkich pozostałych na Ziemi ludzi. Podróżowanie z dziewczynkami jest jej zatem na rękę. Nie zauważa jednak, kiedy zaczyna przywiązywać się do dzieci, tak jak one do niej. Czy zatem spełni swoją misję?
W trakcie wędrówki bohaterki spotkają bezrobotnego fryzjera, starą kobietę i ducha z talerzowej rezydencji. Integracje z tymi postaciami wywołują uśmiech, czasem rozczulają, a nieraz wywołują na karku to chłodne tchnienie grozy (nie mylić z ostrym cieniem mgły). Pozostawiają jednak ogromne poczucie niedosytu. Owszem, są niedopowiedzenia, gdy kończą się wątki epizodycznych postaci (choć finału osoba znająca uniwersum się domyśli), co bardzo do mnie przemawia, ale historia nie pozostaje na dłużej w pamięci.

Sadako w mandze przypomina oryginał znany z kart powieści, czy potem kadrów filmu. Nie mam na myśli wyłącznie białej szaty i długich, czarnych włosów opadających na przód sylwetki, czy nieodłącznie towarzyszącym jej takim atrybutom jak telewizor, czy studnia. Bardziej chodzi mi o wrażenie ogólne. Owszem, ją też dosięgnęła komediowa konwencja. Nie da się inaczej. Twórcy komiksu nieraz puszczają do czytelnika oko, żartują na przykład ze stanu długich, czarnych włosów. Niby efekciarskich, ale jednak w paskudnym stanie. 
Dziewczynka ze studni doświadcza konsternacji, próbuje nawiązać kontakty ze światem zewnętrznym, wyrusza w podróż z dziewczynkami i obdarza je dziwną przyjaźnią. Taką, na jaką jest w stanie się zdobyć. Podobnie jak w horrorze, nie wypowiada ani jednej kwestii. Tutaj domniemanym powodem jest zepsuty głośnik od telewizora, z którego Sadako wyszła, przynajmniej takie zdanie mają dziewczynki. Zamiast tego komunikuje się za pomocą tabletu, co momentalnie skojarzyło mi się z powieściowym wypalaniem znaku na kliszy z zamkniętej koperty (odsyłam do książki). Nieumarła musi jednak używać romanji, bo Ai i Hi nie znają innych alfabetów.

Z krótkiej opowieści umieszczonej po głównej historii dowiedziałam się, że historia Sadako adaptuje się do czasów, w jakich przyszło nam żyć. Przyznam się bez bicia, że moja znajomość tytułu zakończyła się na powieściach i pierwszych trzech filmach (1,2,0 – pomijam amerykańską, bo na tym zasnęłam, przez co oszukuję się, że oglądanie tego „dzieua” było koszmarkiem porównywalnym do gęby byłego) i przegapiłam ostatnią produkcję z 2019 roku, w której młody youtuber dla klików postanawia umieścić klątwę Sadako na swoim kanale. Mam z tyłu głowy wszystkie te durne i zabójcze trendy z TikToka (podduszanie, łykanie tabletek do zmywarki i inne „zabawy”) i wcale się nie dziwię, że scenarzyści poszli w tę stronę. Wypowiadać się jednak dalej nie będę – nie znalazłam źródła, gdzie mogłabym produkcję obejrzeć (a nie ukrywam, że zależałoby mi na legalnym serwisie).
A, podobno jest manga o klątwie z serwisu z filmikami.

Czegoś mi jednak w tym tytule brakuje. Objętościowo jest to dość cienki komiks – publikacja zawiera 136 stron w czerni i bieli oraz 2 w kolorze, przez co nie mogę pozbyć się wrażenia, że to za mało jak na 25 zł za nowy tomik. Owszem, komiks otulony jest twardą, kartonową, fakturowaną obwolutą (papier jak w „Opowieściach o Białej Księżniczce” CLAMPa), pod którą znajdują się sympatyczne ilustracje, ale weszłam w tryb nosacza.
Sama historia też jest czymś do przeczytania na jeden raz, na co marudziłam już wcześniej. Nie jest ani specjalnie zła, ani nie urywa tyłka. Końcówki domyślić się łatwo, od momentu odnalezienia wiadomej studni akcja leci już w wiadomym kierunku. Z tym, jak kończą się wątki poboczne, również nie trzeba chodzić do wróżki.
Komu polecam? Ciężko stwierdzić. Z pewnością jest pewną ciekawostką dla fanów uniwersum, jednak osobiście się nie łudzę, że manga zagrzeje miejsce na mojej półce. Osoby dopiero wchodzące do świata klątwy Sadako (jestem świadoma, że nie każdy ją musi znać) jednak mogą poczuć się tu nieco zagubione.


Komentarze