Yotsuya Kaidan - Opowieść o duchu z Yotsui


 Dawno, dawno temu, gdy byłam jeszcze radosną gimnazjalistką, maniakalnie oglądałam wszelkie horrory, które wpadły mi do rąk. Tak więc poznałam wampirzo-wilkołaczy "Underworld", "Draculę" Francisa Forda Coppoli, "Wywiad z wampirem", ale szczególną uwagę przyciągały horrory japońskie, takie jak "Krąg / The Ring" z wychodzącą z telewizora Sadako (nie Samarą. Samara to dla mnie model samochodu Łada, a nie postać z filmu),czy "Ju-On" ("Klątwa") z malutkim Toshiyo siedzącym samotnie na klatce schodowej. Filmy grozy z Kraju Kwitnącej Wiśni mają w sobie to coś, swoistą specyfikę. Nie dziwne więc, że wiedziona sentymentem podczas przeglądania mangowych sklepów internetowych od razu zakupiłam powieść "Yotsuya Kaidan", wiedziona obietnicą wydawnictwa Kirin, że "historia ta inspirowała dramatopisarzy teatru kabuki, drzeworytów ukiyo-e, powieściopisarzy, a nawet filmowców, z Hideo Nakatą, reżyserem "Ringu na czele.". Po prostu nie potrafiłam przejść wobec tej pozycji obojętnie. Co z tego wyszło?


Na początku chciałam Wam przybliżyć postać autora, dla mnie przynajmniej jego nazwisko jest mało znane. Niestety wyszukiwarka internetowa niechętnie wypluwa jakiekolwiek hasła dotyczące biografii pisarza po wpisaniu "James S. de Benneville", czy "James Seguin de Benneville". Pojawiają się głównie tytuły jego książek: "The Yotsuya Kwaidan or O'Iwa Inari" (czyli omawiana przeze mnie powieść),"Bakemono Yashiki" ("Nawiedzony dom", którego akcja toczy się w okolicach słynnej bitwy pod Sekigaharą z 1600 roku),"Sakurambo" (wydana po raz pierwszy w 1906 roku),a także "More Japonico. A critique of the Effect of an Idea. Communityism on the life and history of a people". Kim zatem mógłby być ów tajemniczy de Benneville żyjący na początku poprzedniego wieku? Socjologiem? Etnografem pasjonującym się japońską kulturą? Niestety nie udało mi się tego ustalić, pierwsza tajemnica przy zetknięciu z tą intrygującą opowieścią grozy.


"Opowieść o duchu z Yotsui" Jamesa S. de Benneville jest jedną z wersji popularnej w Japonii historii, wielokrotnie odtwarzanej w teatrze kabuki, opowiadanej podczas rytuału "hyaku monogatari kaidanshou" ("opowieści przy stu knotkach". Autor wyjaśnia, że był to sposób spędzania wolnego czasu samurajów i mieszczan. Każdy członek grupy zebranej w zamkniętym pomieszczeniu opowiadał historię o duchach, czy demonach, po czym gasił jedną świecę, by w końcu, gdy nadejdzie ta najstraszniejsza, pozostał jeden płomień mający przywołać prawdziwego ducha lub demona). W spopularyzowanej przez teatr wersji O'Iwa, przepiękna główna bohaterka, jest żoną rounina o imieniu Iemon. Nie jest jej jednak dane zaznać małżeńskiego szczęścia - jej mąż wraz z kochanką uknuli spisek przeciwko osłabionej przez poród O'Iwie i podsunęli jej specyfik mający ją oszpecić. Pozbawiona dawnej urody kobieta umiera z żalu, a jej niewierny mąż mający wkrótce poślubić kochankę popada w obłęd...


Wersja przedstawiona przez wydawnictwo Kirin to zapis wersji przekazywanej ustnie z pokolenia na pokolenie w Japonii. James Seguin de Benneville, by uwypuklić tragizm postaci O'Iwy, rozpoczyna swoją opowieść pod koniec XVII wieku (okres Tenwa/ Tenna),gdy niezbyt urodziwa O'Mina Tamiya (stwierdzenie to jest może "na wyrost". Bohaterka miała bowiem twarz okrągłą jak talerz, poznaczoną śladami po przebytej ospie, dodatkowo z opadającą powieką. I choć "w oczach rodziców stanowiła najwdzięczniejszą istotę, jaka kiedykolwiek zrodziła się na ziemi" {strona 25}, miała problem z zamążpójściem) wdaje się w romans ze służącym Densuke. Warto wspomnieć, że chłopak mógł stać się adoptowanym dziedzicem, "muko" (działo się tak, gdy samuraj nie miał męskiego potomka. Kobiety nie mogły dziedziczyć majątku). Wszystko przekreśla jednak płomienny romans O'Miny i Densuke (zainicjowany przez panienkę),w wyniku którego kobieta zachodzi w ciążę i para zmuszona jest do ucieczki z domostwa Tamiya (kodeks honorowy nakazuje bowiem ojcu dziewczyny zabicie obojga, by zmyć z rodu hańbę) i zamieszkania u wuja chłopaka. Dla dalszej fabuły ważna jest również postać Takashiego Daihachirou, nowego pracodawcy Densuke, który znacznie przyczyni się do upadku O'Miny i jej męża.

Po śmierci matki i zaginięciu ojca malutka O'Iwa (niestety również nie obdarzona przez naturę urodą) trafia do domostwa dziadków jako dziedziczka. Dorasta i, tak samo jak matka, ma problemy z zamążpójściem, a jej dziadek, Tamiya Matazaemon, podupada na zdrowiu. W wyniku przeróżnych zabiegów i machlojek w końcu udaje się odnaleźć dla O'Iwy męża. Jest nim Iemon (imię to jest przybranym przez bohatera pseudonimem),były mnich i wróżbita pochodzący z samurajskiego rodu. Jego romans z piękną kurtyzaną O'Haną stanie się uwerturą do tragedii... Nie chcę jednak zdradzać wszystkich szczegółów, by nie zepsuć nikomu odbioru owej powieści.


"Opowieść o duchu z Yotsui" jest trudną lekturą, nie wolno mi tego ukryć. Występuje tu nagromadzenie japońskiej terminologii, na szczęście uczynionej przystępniejszą dzięki Adriannie Wosińskiej. Niektórych może drażnić mnogość przypisów, dla mnie owe dopiski stały się zbawienne, pomogły laikowi (jakim niewątpliwie jestem) zrozumieć realia tamtych czasów i wczuć się w klimat tej niezwykłej opowieści. Czasami, gdy brakowało adnotacji od tłumacza, musiałam domyślać się znaczenia słów, ale większość z nich dało się zrozumieć z kontekstu.


Jestem osobą ciekawską. Muszę przyznać, że urzekła mnie adnotacja odautorska, w której wspomina, że historia przedstawiona przez niego w tej powieści niesie ziarnko prawdy, a postawiona by przebłagać zagniewanego ducha O'Iwy świątynia Tamiya Inari wciąż istnieje. Bardzo podobał mi się również wstęp do pierwszego rozdziału opowieści ukazujący drogę do owego przybytku. Oczami wyobraźni wędrowałam przez uliczki Yotsui, dzielnicy na przedmieściach Edo (obecnego Tokio) wsłuchana w głos przewodnika. Kilka pierwszych akapitów to bardzo zręczne przedstawienie społeczeństwa japońskiego - jak żyje, czym się żywi, jak zdobywa pożywienie i jak się dzieli. Ciekawostką jest również podkreślenie, że wówczas odmierzano czas według miesięcy księżycowych, a także godzin przypisanych zwierzętom.

Dwie kultury zderzyły się po raz kolejny. Z punktu widzenia Polki żyjącej w dwudziestym pierwszym wieku wiele zwyczajów wydawało mi się bardzo egzotycznych, a niektóre stawały się w moich oczach anachronizmami. Obecnie w Polsce pojęcie mezaliansu niosącego skazę rodzinie już praktycznie nie występuje. Podobnie sprawa ma się w przypadku nieślubnych dzieci. Mało kto wygania z domu ciężarną kobietę. W Japonii w siedemnastym i osiemnastym wieku był to jednak temat tabu.

W trakcie lektury naszła mnie również smutna refleksja. Od dziecka uczono mnie, że jeśli będę dla innych istotą życzliwą, ludzie odpłacą mi tym samym. Życie zweryfikowało ów pogląd, niekiedy było boleśnie. Również O'Iwa, choć nie mogąca przyciągnąć swego męża urodą, starała się nadrabiać ten brak serdecznością i troską. Niestety w swej naiwności nie dostrzegła, że poślubiony jej mężczyzna, utracjusz i rozpustnik, knuje przeciwko niej spisek. Aż ciśnie się na usta myśl Anthony'ego Hopkinsa: "Kiedyś traktowałem ludzi dobrze. Teraz - z wzajemnością", który można przypisać także mściwemu duchowi skrzywdzonej kobiety.


Wreszcie udało mi się poznać jeden z klasycznych japońskich kaidanów (kwaidanów),który z pewnością miał silny wpływ na twórców wymienionych przeze mnie "The Ring", czy "Ju-On". Motyw skrzywdzonej za życia istoty, która powraca na ziemię, by mścić się na swoich prześladowcach (a także następnych wcieleniach swoich wrogów) przez kilka następnych wcieleń, intryguje. Również sam sposób przebłagania gniewu, choć wspólny dla niektórych religii (w katolicyzmie również jest szereg modlitw i pieśni mających przebłagać gniew Boga),jest ciekawostką dla nas, "gaijinów".


Nie ukrywam, nie potrafiłam przejść obok tej książki obojętnie. Z jednej strony sentyment do obejrzanych przeze mnie japońskich horrorów, z drugiej strony ciekawe spojrzenie na japońską obyczajowość XVII i XVIII wieku. I choć momentami lektura sprawiała mi nieco problemów (ta terminologia),strasznie się cieszę, że do moich rąk trafiła klasyka opowieści grozy prosto z ojczyzny gejsz i samurajów.

Książkę polecam każdemu, nie tylko miłośnikom japońskiej popkultury, ale wszystkim tym, którzy lubią czuć na skórze ten dreszczyk, gdy gaśnie płomień ostatniej świecy...

Komentarze