Wydaje mi się, że przyszedł czas, by pogadać o książce,
którą kupiłam pod wpływem chwili. Poczułam się skuszona prowokacyjnym tytułem i
nietypową tematyką. Dowiedzieć się planowałam bowiem, jak usunąć wujka z
podłogi – i nie mówimy tu o nietypowych miejscach odpoczynku po hucznym weselu.
Skusiłam się na reportaż traktujący o profesjonalnym
sprzątaniu po zgonach. Ze względu na to, że możemy mieć na pokładzie osoby
wrażliwe, nie będę wnikać w szczegóły procesu. Zainteresowani niech zapoznają
się z pozycją samodzielnie.
Nie ma sensu chodzić do wróżki, by zauważyć, że nasze
społeczeństwo się starzeje. Wiele osób latami mieszka w pojedynkę, a potem z
dnia na dzień przestaje wychodzić po zakupy, do lekarza, czy do kościoła.
Człowiek odchodzi we własnym mieszkaniu: czasem w fotelu, czasem na podłodze. I
o ile ktoś zauważy nieobecność sąsiada w miarę szybko, raczej nie ma większego
problemu (choć dziwnie mi się upraszcza kwestię czyjejś śmierci). Gorzej
natomiast, gdy ciało trochę poleży i zacznie wydzielać różne substancje,
niebezpieczne dla zdrowia współmieszkańców bloku. Co wtedy robić? Czy próbować
sprzątać na własną rękę? A może jednak wezwać firmę specjalizującą się w
usuwaniu śladów biologicznych, które wnikają głęboko w mury?
„Jak usunąć wujka z podłogi? Zawód: sprzątanie po zgonach”
to książka o tym, jak wygląda „od kuchni” praca w takim zawodzie. Małgorzata
Węglarz, autorka książek o tematyce funeralnej, przeprowadza rozmowę z
Mateuszem Węgorowskim (oraz członkami jego rodziny) – właścicielem firmy
przeprowadzającej tak specyficzny rodzaj porządków. Rozmówca opowiada szczerze
o początkach działalności, o inspiracjach zza oceanu, ale także zdradza mnóstwo
szczegółów, jak wygląda realizacja niełatwych zleceń. Podkreśla również
aspekty, przez które część z nas w życiu by się takiej pracy nie podjęła.
Z racji, że po jednym epizodzie praktycznym (kilka lat temu pomagałam
koledze sprzątać mieszkanie po jego babci) bardzo mocno zaczęłam chłonąć teorię,
na temat samego procesu sprzątania nie dowiedziałam się zbyt wiele. Jednak osoby,
które dopiero chciałyby dowiedzieć się nieco o istocie uzdatnienia mieszkania
po obecności ciała, odnajdą na kartach tego reportażu punkt wyjścia do dalszych
poszukiwań informacji w temacie.
Książkę czyta się bardzo szybko – głównie za sprawą powiększonej
czcionki, wybranych cytatów zajmujących całe strony i czarnych stron tytułowych
na początku rozdziałów. Osobiście byłabym za tym, by tę książkę nieco odchudzić
(zmniejszyć czcionkę i usunąć cytaty), a na to miejsce albo dać więcej treści,
albo zdjęć (które są dość sugestywne).
Poza tym dziobnęły mnie dwa błędy merytoryczne, które
powinny zostać wyłapane na poziomie redakcji. O ile „etymologia sądowa” (strona
77) brzmi zabawnie i zapewne zaciekawiłaby niejednego językoznawcę, nie jest
dziedziną badającą związki owadów ze zwłokami. Hasłem w krzyżówce byłaby raczej
entomologia sądowa, o ile takie łamigłówki istnieją.
Na stronie 272 pada stwierdzenie, że maszynista po potrąceniu
człowieka na torach idzie na L4 od psychologa – tylko że psycholog nie wystawia
zwolnień lekarskich (bo nie jest lekarzem, tylko terapeutą i pomaga ułożyć sobie
wszystko dzięki rozmowom), ani nie przepisze „uspokajaczy” na receptę. Od diagnozy dotyczącej niezdolności do pracy i
zwolnień jest psychiatra.
Najarałam się na tę książkę jak szczerbaty na suchary, ale
po lekturze mam mieszane uczucia – nie wiem nawet, czy chcę ją polecać, czy
nie. Owszem, jak już wspomniałam, może być punktem wyjścia do poszukiwań na
własną rękę. Może zszokować i zniesmaczyć kogoś, kto nie interesował się tematyką
sprzątania po zgonach. Ale jeśli macie już za sobą ileś artykułów i książek
zahaczających o te klimaty, możecie poczuć ogromny niedosyt.
Komentarze
Prześlij komentarz